Juz Jeste s Martwa (Amber)

...  | 2017  | papír / puha kötés  |  365 oldal

Libri Antikvárium
Moim wspaniałym przyjaciołom z Ealing 1 Ta kobieta - Jessica Lane - nie powinna była przeżyć. W wypadku zginęło jedena¶cie osób. Lane nie tylko przeżyła, ale i uciekła. I wci±ż ucieka. A ja chcę wiedzieć dok±d. Chcę wiedzieć, dlaczego się z nikim nie skontaktowała. Dlaczego nie szuka pomocy. Dlaczego tak unika policji. Chcę wiedzieć, przed kim ucieka. Ale najbardziej chcę j± znaleĽć. Czę¶ć 1 2 ¦roda, 20 wrze¶nia Balon wisiał w powietrzu jak odwrócona do góry nogami bombka na choince. Jego kulista powłoka w pasy odbijała się w lustrze jeziora. W blasku poranka woda mieniła się barw± dojrzałej brzoskwini, przy brzegach bladym złotem, a na ¶rodku głębszym, bogatszym różem. Nie wiało. I było cicho. Drzewa wzdłuż brzegu przestały szele¶cić. Żaden z trzynastu pasażerów balonu nie poruszał się ani nie odzywał. Wydawało się, że ¶wiat wstrzymał oddech. W dole, tak daleko, jak sięgał wzrok, w każd± stronę rozci±gały się bezkresne, poro¶nięte wrzosami torfowiska Parku Narodowego Northumberland. Hektary traw falowały jak sier¶ć olbrzymiego, budz±cego się zwierzęcia, strumienie błyszczały jak srebrne łuski węży, pal±ce wschodz±ce słońce ogarniało ogniem szczyty wzgórz. Krajobraz nie miał końca, był dziki, taki sam jak przed setkami lat, jakby balon był wehikułem czasu, który przeniósł ich w czasy, gdy na północy Anglii mieszkało jeszcze mniej ludzi niż teraz. Nie widzieli żadnych dróg, linii kolejowych, miast ani wsi. Poza nimi ¶wiat wydawał się pusty. Kosz był duży, prostok±tny, jak zwykle w przypadku lotów wycieczkowych, podzielony na cztery sekcje, żeby ograniczyć możliwo¶ć przemieszczania się pasażerów po pokładzie. Pilot miał własne miejsce, po¶rodku prostok±ta. W jednym z przedziałów były dwie kobiety, obie po trzydziestce. Jedna ubrana na czarno, druga na zielono. Nie były aż tak podobne, żeby wzi±ć je za bliĽniaczki, ale na pewno były siostrami. Ta w czerni wyrzuciła z siebie cich± bańkę dĽwięku, zbyt gło¶nego na westchnienie, zbyt radosnego na jęk. - Nie ma za co. - Siostra w zielonym u¶miechnęła się. Swój przedział siostry dzieliły z księgowym z Dunstable. Jego żona i dwójka nastoletnich dzieci stali w s±siednim. Po przeciwnej stronie pilota byli trzej mężczyĽni, tury¶ci, którzy wcze¶niej wybrali się na piesz± wędrówkę, ubrani jak ¶wiatła na pasach w czerwone, pomarańczowe i zielone kurtki, małżeństwo w ¶rednim wieku ze Szkocji i emerytowany dziennikarz. Płynęli nad jeziorem, a kosz kontynuował swój powolny i leniwy spiralny obrót. Ten stały ruch był jednym z największych zaskoczeń wyprawy, tak samo jak odczucie powietrza na wysoko¶ci. Było ostrzejsze i bardziej ¶wieże niż na dole. Zimne, ale nie w ten nieprzyjemny sposób jak w mroĽne poranki. To powietrze szczypało skórę, musowało w płucach. Kobieta w zieleni, Jessica, przysunęła się do siostry, której twarz była blada, dłonie kurczowo wczepione w krawędĽ burty. Wpatrywała się w lustro wody w dole, z oczami rozszerzonymi zdumieniem. Jessicę naszła nagła i niepokoj±ca my¶l. Że siostra zaraz wyskoczy. Chwilę póĽniej pomy¶lała, że lepiej by się stało, gdyby wyskoczyły obie, że jedna czy dwie sekundy strachu i bolesne zderzenie z powierzchni± wody to wcale nie aż takie straszne. Chłodna, dławi±ca czerń mogłaby je zabić, ale równie dobrze mogłaby wypchn±ć je w górę i zanie¶ć do brzegu. Gdyby wyskoczyły w tamtym momencie, może obie wci±ż by żyły. - Niesamowite, prawda? - spytała. Już dawno temu się przekonała, że rozproszenie uwagi potrafiło czasami powstrzymać siostrę przed jakim¶ lekkomy¶lnym ruchem. - Podoba ci się? Nie mogę uwierzyć, że nigdy wcze¶niej tego nie zrobiły¶my. Isabel się u¶miechnęła, ale nie odpowiedziała. Po co? Było jasne, że jest zachwycona wycieczk±. - Jest cudownie, prawda? Popatrz na te kolory. Nadal żadnej odpowiedzi, jednak Jessica odczuwała satysfakcję, gdy patrzyła, jak siostra podnosi głowę i rozpromienionym wzrokiem omiata grupę drzew rosn±cych tuż przy brzegu. Były jak damy na balu, rozpychaj±ce się, walcz±ce o miejsce. Zwiewne suknie spływały do samej ziemi, pl±tały się, aż nie było wiadomo, gdzie kończy się jedna, a zaczyna druga. Za drzewami wzgórza, błyszcz±ce jak drogocenne klejnoty, ci±gnęły się w nieskończono¶ć. - Przelatujemy teraz nad maj±tkiem Harcourt. - Od chwili startu tylko pilot mówił gło¶niej, a nie szeptał jak reszta. - Pierwotny dom stał na tamtym wzniesieniu bezpo¶rednio przed nami, ale spłon±ł w pożarze pod koniec dziewiętnastego wieku. - Nie powinni¶my się wznie¶ć trochę wyżej? - Emerytowany dziennikarz z przerzedzonymi włosami, za to z do¶ć obfitym brzuchem, z niepokojem przygl±dał się szybko zbliżaj±cym się drzewom. - Nie ma się czego obawiać. Już nie raz tędy latałem. - Wysoki, rudowłosy pilot z akcentem okolic Newcastle popie¶cił powietrze nad palnikiem krótkim snopem płomienia. Ci, którzy stali najbliżej, poczuli na głowach podmuch gor±ca, jak z pieca. - Lubię w tym punkcie lecieć nisko, bo te lasy to w Humberland jedno z najlepszych miejsc, żeby zobaczyć wiewiórki. A także, chociaż to już do¶ć póĽno w sensie pory roku, rybołowy. Nast±piło nagłe poruszenie, ludzie wyci±gnęli kamery i zaczęli się przeciskać do brzegów kosza od strony lasu. Żadna z sióstr nie zabrała kamery, więc to one pierwsze zobaczyły zrujnowan± górn± czę¶ć domu, kiedy się pojawiła, wyrastaj±c spomiędzy koron drzew jak pokryty kamieniem z±b. Siostra w czerni zadrżała. - Ten szesnastowieczny dom wybudowano tu w celach obronnych - oznajmił pilot, gdy balon lekko się wzniósł, żeby omin±ć wierzchołki drzew. - W tamtym czasie rozci±gał się z niego niczym niezm±cony widok na odlego¶ć prawie osiemdziesięciu kilometrów. Piętna¶cie minut do l±dowania, proszę państwa. - Co to? Na czubku tego szerokiego drzewa z żółtymi li¶ćmi? Szarawobr±zowe pióra. - Jeden z mężczyzn pokazał do tyłu, na szczyty drzew, i uwaga wszystkich przeniosła się tam. - Możliwe. - Pilot odwrócił się od kierunku podróży i podniósł do oczu lornetkę. - Tam w dole kto¶ jest. - Gdzie? W lesie? - Jessica spojrzała tam, gdzie patrzyła siostra, ale jej wzrok nigdy nie był aż tak dobry. Słuch Isabel też miała lepszy. I zawsze pierwsza wyczuwała zapachy i dziwny smak w potrawach. Z nich dwóch to ona była t± wrażliwsz±, z bardziej wyostrzonymi zmysłami. - Za domem. Jessica wspięła się na palce. Ponad ramieniem siostry zobaczyła ziej±ce dziury w dachu i rozpadaj±ce się mury. - Jaka¶ dziewczyna. Biegnie. Balon przepłyn±ł nad domem tak nisko, że dało się zobaczyć maleńkie poduszki mchu i pokruszone dachówki. Pilot, zajęty wypatrywaniem rybołowa, pozwolił, żeby zeszli jeszcze niżej. - Tam. Biegn±ca postać - młoda kobieta, szczupła, ciemnowłosa, w czym¶ niebieskim, chyba orientalnym - dotarła do odległego krańca ogrodu. - Co ona robi? Dziewczynę w dole obserwowały tylko siostry. Inni pasażerowie próbowali uwiecznić na zdjęciach rybołowa, dziennikarz radził, jak najlepiej fotografować dzik± przyrodę. Jessica rozejrzała się, niepewna, czy powinna zaalarmować resztę. Z kieszeni kurtki wyci±gnęła telefon. W dole, w ogrodzie, zza linii zaro¶li wyłonił się jaki¶ mężczyzna. Szedł powoli, ale zdecydowanie. Z góry siostry mogły okre¶lić tylko jego sylwetkę i strój - niski, ale mocno zbudowany. W luĽnej skórzanej kurtce, białej koszuli i filcowym kapeluszu. Spod ronda wystawały ciemne kręcone włosy. Obok mężczyzny biegł owczarek niemiecki. - Och! - Jessica jeszcze bliżej przysunęła się do siostry. - Bello, nie ruszaj się, daj mi tylko... Na widok mężczyzny dziewczyna w dole osunęła się na kolana, skuliła i zasłoniła głowę rękami. - Co to? - zdumiała się Isabel. - Nie wierzę! To on. - Kto? Jess, znasz tego mężczyznę? - Sean! - Jessica sięgnęła do tyłu, żeby dotkn±ć ramienia pilota. - Musisz to zobaczyć. - O co chodzi? - Pilot odwrócił się w ich stronę, tak samo księgowy. - On ma broń. - Nastoletni syn księgowego zauważył parę w dole. Pokazywał na co¶ w lewej ręce mężczyzny. Co¶, co wygl±dało na sztucer lub strzelbę. W prawej mężczyzna trzymał duży kamień. - Och, mój Boże, faktycznie - rzuciła matka nastolatka. - Co z tym zrobimy? Nadal mówili przenikliwym szeptem. Inni w koszu przestali się interesować rybołowem. Więcej głów zwracało się w stronę sióstr. Dziewczyna na ziemi spojrzała w górę, zobaczyła balon i zaczęła krzyczeć. Mężczyzna, który jeszcze ich nie spostrzegł ani nie usłyszał, podniósł kamień wysoko. Dziewczyna przywarła do ziemi, jakby chciała się pod ni± zapa¶ć. Mężczyzna z rozmachem opu¶cił kamień. Dziewczyna już więcej nie krzyknęła. Zduszony okrzyk, doskonale słyszalny w porannym powietrzu, wydarł się z ust kogo¶ w balonie. To był jedyny dĽwięk, jaki wydali. Byli w szoku. Mężczyzna na ziemi odwrócił się i spojrzał w górę. Jego pies też. Zacz±ł szczekać. Pasażerowie w balonie zobaczyli, że mężczyzna upuszcza kamień i podnosi rękę do głowy. Przytrzymuj±c kapelusz, odchylił się i patrzył na nich. - O Chryste - jęknęła Jessica. Powietrze wokół nich zaryczało, bo Sean otworzył zawór i wypu¶cił płomień. Ale podczas instruktażu mówił, że zawsze należy się liczyć ze zwłok±, do dziesięciu sekund. Może min±ć aż dziesięć sekund, zanim balon się wzniesie. Isabel, która prawdopodobnie przypomniała sobie to samo, zaczęła cicho liczyć. - Dziesięć, dziewięć... Jessica podniosła telefon, wł±czyła aparat i pstryknęła zdjęcie mężczyĽnie. Zauważył to. Przez sekundę patrzył jej prosto w oczy. - Osiem, siedem... Mężczyzna na ziemi przełożył strzelbę do prawej ręki. - Kryć się! Wszyscy na dół! - Jessica zepchnęła siostrę poniżej krawędzi burty i sama przykucnęła. Sięgnęła w tył i poci±gnęła za rękę księgowego. Nie mogła się schować do końca, w koszu po prostu nie było na to miejsca, więc nadal wpatrywała się w mężczyznę w dole. Czubek jej głowy niebezpiecznie wystawał ponad krawędĽ. Pies biegał podekscytowany w kółko, ujadaj±c na to co¶ dziwnego na niebie. - Sze¶ć, pięć... - liczyła Isabel. Chyba się wznosimy, chociaż wolno, pomy¶lała Jessica. Niektórzy nadal stali. - Schowajcie się! - zawołała. Kolejny płomień strzelił w górę w tym samym momencie, w którym mężczyzna na ziemi podniósł strzelbę. Ciszę porannego powietrza przeszyły okrzyki przerażenia. Pasażerowie wołali do siebie i do pilota. Kiedy księgowy, sięgaj±c nad przegrod± przedziałów, zacz±ł spychać rodzinę w dół, kosz zacz±ł się obracać. Siostry znalazły się dalej od dramatu rozgrywaj±cego się na ziemi. - Cztery, trzy... - Zdecydowanie się wznosili, teraz już szybciej. - Trzymajcie się mocno! - Sean wypu¶cił płomień po raz trzeci. - Dwa, jeden. W my¶lach Jessica odliczyła jeszcze jedn± sekundę, potem kolejn±. Tak, teraz wznosili się szybko. Balon przefrun±ł za otoczone murem granice ogrodu. Z każd± sekund± nabierał wysoko¶ci. - Och, dzięki Bogu! - Szybko, w górę. - Och, mój Boże! Ludzie, schowajcie głowy! Kosz się obrócił, znowu widziała ogród. Przez przej¶cie zwieńczone łukiem, kiedy¶ pewnie wyposażone w solidne dwuskrzydłowe drzwi, mężczyzna na ziemi wyszedł na otwart± przestrzeń za domem. Jessica podniosła telefon i znowu zrobiła zdjęcie. Tym razem miała doskonał± widoczno¶ć. Na nieszczę¶cie mężczyzna też. - Głowy w dół! Głowy w dół! Nie wiedziała, kto krzyczy. Prawdopodobnie pilot, ale nie mogła się poruszyć, nie mogła ukucn±ć i się schować. Dalej wpatrywała się w mężczyznę, który dla równowagi oparł się o mur, a potem przyłożył kolbę do ramienia. Celował w ni±. Była pewna. Strzał - gło¶ny, wyraĽny i bardzo, bardzo bliski - i kilkusekundowa, wypełniona szokiem cisza. Potem ciche mamrotanie i zduszony jęk. Nastoletnia dziewczyna zaczęła płakać. Balon wznosił się teraz bardzo szybko, ziemia w dole się kurczyła. Dwie postacie, jedna zwinięta jak pogr±żony we ¶nie w±ż, druga krocz±ca szybko wzdłuż wzniesienia, jakby chciała ich dogonić, zaczynały być niewyraĽne. K±tem oka Jessica zobaczyła, że nad burt± pojawia się następna głowa. Słyszała, że kto¶ się porusza, drapie w rattanowy szkielet kosza. Inni pasażerowie podnosili się. Isabel popchnęła j±, więc się odchyliła, żeby siostra mogła wstać. - To się stało naprawdę? - Nie wierzę. - Wszyscy s± cali? - Helen? Poppy? Nathan? Odezwijcie się. Mężczyzna w dole znowu podniósł strzelbę. Kosz się zachybotał, bo ludzie znów zaczęli się chować. Tym razem obie siostry pozostały tam, gdzie stały. Byli już wysoko, pewnie tak wysoko, jak wtedy, gdy rozpoczynali lot. I kilkaset metrów dalej. Wydawało się, że s± bezpieczni. - Mamy tu zasięg? - Dziennikarz wci±ż kucał. - Musimy zawiadomić policję. Jessica już to sprawdzała. Nic. Zasięg był bardzo słaby albo w ogóle go nie było. Park Narodowy Northumberland to nadal jeden z najbardziej odosobnionych, słabo zaludnionych, najtrudniej dostępnych zak±tków kraju. Głowy znowu zaczęły się pojawiać. Księgowy, który wcze¶niej przedstawił się jako Harry, sięgn±ł do żony otaczaj±cej ramionami stoj±ce u jej boków dzieci. Ludzie, wyraĽnie wstrz±¶nięci, patrzyli w dół na wzniesienie, na ruiny domu, na jesienn± mozaikę lasu. Jezioro nadal błyszczało w porannym słońcu jak porzucona jednopensówka. Było już bardzo daleko. - Już dobrze. Niech się wszyscy uspokoj±. Nat, nic ci nie jest? Już po wszystkim. Jeste¶my już daleko. Już go nawet nie widzę. Jezu Chryste, my to naprawdę widzieli¶my? Jessica poczuła, że zaczyna drżeć, przerażenie ustępowało miejsca uldze. Znowu sprawdziła telefon. Tam na ziemi jest kobieta, która nie da rady uciec. Kto¶ z inn± sieci± może mieć więcej szczę¶cia. Otworzyła usta, żeby poprosić, aby wszyscy sprawdzili swoje komórki... Krzyk uderzył j± w bok głowy jak młot. Pasażerowie jak jeden m±ż odwrócili się w kierunku, sk±d dobiegł. Po drugiej stronie kosza stała nauczycielka w ¶rednim wieku, Natalie. Zasłaniała twarz dłońmi, nie przestaj±c krzyczeć. Jej m±ż chwycił j± za ramiona i próbował odwrócić do siebie. Pozostali pasażerowie popatrzyli na ni±, powiedli spojrzeniami za lini± jej wzroku i natychmiast zorientowali się, że czego¶ brakuje. I że ten brak przywiedzie ich do zguby. Sean, rudowłosy pilot, nie stał już wyprostowany w swoim oddzielnym przedziale po¶rodku kosza, z jedn± ręk± na zaworze palnika, a drug± zaci¶nięt± na lornetce. Ci najbliżej niego przechylili się w przód, jakby s±dzili, że on też się schował. Nastoletni chłopak został odci±gnięty przez ojca. Jeden z mężczyzn odwrócił się, na twarzy miał wyraz obrzydzenia. - Co? - Gdzie on jest? - Znikn±ł? Jessica przecisnęła się bliżej i wspięła na palce, żeby wyjrzeć nad ramieniem księgowego, a potem znowu podniosła telefon i zaczęła robić zdjęcia. Wnętrze przedziału pilota wygl±dało, jakby kto¶ oblał je czerwon± farb±. Po rattanowych bokach spływała krew i kleisty szary ¶luz. Na spodzie pl±tanina kończyn i tułowia. Głowy nie było. Została odstrzelona od ciała. 3 Zdjęcie pilota jednym strzałem było chyba najbardziej satysfakcjonuj±cym doznaniem w jego życiu. Patrick czuł mrowienie ekscytacji, energia kr±żyła po żyłach, jakby kto¶ potraktował go seri± z paralizatora. Teraz jednak skupiał się na ciemnowłosej kobiecie w zielonej kurtce. Zaczerpn±ł powietrza, wstrzymał oddech i poczuł, że palec na spu¶cie pulsuje gor±cem. Patrzyła na niego oszołomiona jak zaj±c, za chwilę jej mózg eksploduje jak fajerwerk. Na my¶l, że polowa...
+ Mutass többet - Mutass kevesebbet
Árinformációk
Ingyen szállítás 14 000 Ft felett
Online ár: 2 490 Ft

A termék megvásárlásával

249 pontot szerezhet


Beszállítói készleten


Személyes átvétel 6-8 munkanap

Ingyenes


Házhoz szállítás 6-8 munkanap

14 000 Ft felett ingyenes

Állapot:jó állapotú antikvár könyv
Borítón enyhe törés
Kiadó ...
Kiadás éve2017
Oldalak száma:365
Súly180 gr
ISBN0739000529593
ÁrukódSL#2107504703
Kötéspapír / puha kötés

Vásárlói értékelések, vélemények

Kérjük, lépjen be az értékeléshez!

Árinformációk
Ingyen szállítás 14 000 Ft felett
Online ár: 2 490 Ft

A termék megvásárlásával

249 pontot szerezhet


Beszállítói készleten


Személyes átvétel 6-8 munkanap

Ingyenes


Házhoz szállítás 6-8 munkanap

14 000 Ft felett ingyenes

Shona Innes: Az internet olyan, mint egy pocsolyaShona Innes: Az internet olyan, mint egy pocsolya